192 Obserwatorzy
78 Obserwuję
neonlightchild

światy zapomniane, słowa zakazane

może po prostu wszystkie moje czytelnicze życia potrzebują miejsca odrobinę bardziej pojemnego niż przestrzeń pomiędzy moimi zwojami mózgowymi.

Teraz czytam

Moby Dick
Herman Melville
Powszechna historia nikczemności
Jorge Luis Borges, Stanisław Zembrzuski, Andrzej Sobol-Jurczykowski
WIDZIEĆ/WIEDZIEĆ. Wybór najważniejszych tekstów o dizajnie
Przemysław Dębowski, Jacek Mrowczyk
Przeczytane:: 171/464 stron
Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa
Arthut Conan Doyle
Przeczytane:: 340/1108 stron

Pisarze o pisarzach, czyli słowne przepychanki i zabawy w piaskownicy.

 

 

Sympatie i antypatie mamy wszyscy. Czasem solidnie uzasadnione, czasem nie. Mówcie co chcecie, ale z autopsji wiem, że zdarzają się ludzie, którzy samym swoim jestestwem sprawiają, że wykazuję objawy alergiczne w ich obecności i chociaż próbuję zrozumieć cały ten mechanizm albo chociaż wytłumaczyć sobie, że nie mam po temu racjonalnych powodów i to w gruncie rzeczy dosyć bezsensowne, nie zmienia to podstawowego faktu: tak już jest.

 

Pisarze więc, jako że biologicznie nie należą do innego gatunku, mają je również, a biorąc pod uwagę fakt, że są oni artystami, często wielkimi indywidualnościami z charakterem i osobowością, niejednokrotnie wygłaszając swoje opinie na temat twórczości kolegów po fachu nie wykazują się wstrzemięźliwością czy dyplomacją. I szczerze mówiąc bardzo dobrze, bo zazwyczaj kiedy zdarza mi się natknąć na tego typu cytaty, bawię się świetnie. Bo czy nie zabawny jest Mark Twain mówiący, że za każdym razem kiedy czyta "Dumę i uprzedzenie" ma ochotę wykopać autorkę z grobu "i walić ją w czaszkę jej własnymi kośćmi"? Przez to zresztą jedną z nierozwiązanych zagadek mojego życia pozostanie pytanie dlaczego Mark Twain tyle razy czytał jedną z najsłynniejszych powieści Jane Austen, czy był masochistą i ile razy właściwie przeczytał "Dumę i uprzedzenie".

 

Albo najdrożsi Hemingway i Faulkner - Ernest głoszący, że jest w stanie bezbłędnie stwierdzić, w którym miejscu podczas pisania danej strony Faulkner strzelił pierwszy kieliszek (w co akurat wierzę absolutnie; wszak wypowiada się ekspert!), i Faulkner ze stwierdzeniem, że żadne z użytych przez Hemingwaya słów nigdy nie spowodowało by czytelnik został zmuszony do sięgnięcia po słownik. 

 

 

Paulo Coelho ze stwierdzeniem, że "Ulisses" odarty ze stylistycznej formy to "durna książka", co momentalnie sprawia, że w myślach ripostuję "No cóż, "Ulisses" przynajmniej ma formę stylistyczną, a to zawsze coś, bo ja u Coleho nie znalazłam niczego i uważam, że to zrobiło mi większą krzywdę niż Joyce swoją twórczością". 

 

Stephen King wypowiadający się z prostotą i szczerością, że podobnie jak Rowling Stephenie Meyer twórczość swą kieruje do grona młodych czytelników, podstawowa różnica polega jednak na tym, że Meyer nie jest utalentowana.
W ramach drobnej dygresji: dowiedziałam się niedawno, że "Pięćdziesiąt twarzy Greya" początkowo było jednym z wielu opowiadań typu fan-fiction w oceanie jemu podobnych, a głównymi bohaterami byli Bella i Edward ze "Zmierzchu". Ktoś wyłapał twór E.L. James, bohaterów przechrzczono, zmieniono to i owo i oto mamy: najnowszy bestseller, burza, objawienie. Świat nie przestaje mnie zadziwiać; zawsze kiedy myślę, że nic nie jest w stanie mnie już zaskoczyć siły stwórcze najwyraźniej stawiają sobie za punkt honoru wyprowadzenie mnie z błędu. Przyznaję bez bicia - nie czytałam i czytać tej trylogii nie zamierzam, bo to zupełnie nie moja broszka i z tego co już czytałam i słyszałam zupełnie nie mam ochoty na taką stratę czasu. Można więc dywagować na temat mojego prawa do wypowiadania jakiejkolwiek opinii na ten temat, ale to nie zmienia faktu, że opinię jednak posiadam i jako że mogę sobie pozwolić na absolutny subiektywizm niniejszym to czynię: niektórzy mówią, że powieści Sparksa to idealny wzór literatury niskich lotów dla kur domowych. Generalnie takie opinie uważam za trochę krzywdzące, bo można przecież powiedzieć, że są to książki przyjemne i niewymagające o ile ktoś gustuje w tego typu tematyce i nie ma w tym nic złego - nie każdy musi stawiać w domowym zaciszu ołtarzyki Kafce czy Dostojewskiemu. Jeśli już jednak ustanawiać tego typu kryterium i Sparksa stawiać za idealny wzorzec "literatury dla kur domowych", to gdzie w takim razie jest miejsce dla E.L. James? Bo może i matematyk ze mnie żaden, ale nawet ja jestem w stanie stwierdzić, że chyba właśnie zabrakło nam skali. Koniec dygresji.

 

Przykłady tego typu można mnożyć. Ładne zestawienie takich cytatów znalazłam swego czasu na portalu booklips.pl (dokładnie tutaj). Życzę wszystkim zainteresowanym, żeby bawili się przynajmniej tak dobrze jak ja.